Miłość czy obsesja? Ten serial pokazuje, jak cienka jest granica
Zuzanna GąsiorowskaPo siedmiu latach Netflix kończy jedną ze swoich najpopularniejszych, ale i najbardziej kontrowersyjnych produkcji. Serial „Ty”, z Pennem Badgleyem w roli głównej, pokazał nam, że granica między miłością a obsesją może być wyjątkowo cienka i niebezpiecznie łatwa do przekroczenia.
Finałowy sezon serialu | fot. elements.envato.com
Joe Goldberg – bohater, którego nie da się lubić?
Gdy w 2018 roku „Ty” zadebiutowało na platformie, wielu widzów porównywało Joe Goldberga do Dextera Morgana. Faktycznie obaj byli outsiderami z traumatycznym dzieciństwem, funkcjonującymi na marginesie społeczeństwa. Jednak z czasem okazało się, że Joe nie jest żadnym samozwańczym mścicielem na „tych złych”, jak Dexter. Joe był stalkerem i mordercą w imię własnych, wypaczonych wyobrażeń o miłości. Penn Badgley stworzył postać, która mimo całej swojej odpychającej natury przyciągała uwagę widzów. Joe nie udawał bohatera. Widzowie, choć mogli rozumieć jego motywy, nie dostawali taryfy ulgowej. Jego kolejne zbrodnie stawały się coraz bardziej brutalne, a iluzja bycia ofiarą – coraz mniej przekonująca.
Finał „Ty” – obraz współczesnych obsesji
W finałowym, piątym sezonie, Joe wydaje się mieć wszystko, o czym marzył – życie u boku wpływowej żony, Kate Lockwood (Charlotte Anne Ritchie), i spokojne codzienne życie wśród elit. Jednak szybko okazuje się, że starych nawyków nie da się tak łatwo wykorzenić. Co ciekawe, serial bardzo umiejętnie wplata wątki związane z mediami społecznościowymi. Joe udziela wywiadów tiktokerom, jego historia żyje własnym życiem w internecie, a widzowie mogą obserwować, jak łatwo zmanipulować masy za pomocą cyfrowych narzędzi. To trafne i bardzo aktualne spojrzenie na świat, w którym rzeczywistość medialna zaczyna wygrywać z prawdą.
Komedia, horror i komentarz społeczny w jednym
Twórcy „Ty” zawsze balansowali na granicy gatunków. Serial potrafił być komedią romantyczną, thrillerem psychologicznym i horrorem społecznym w jednym. Piąty sezon nie jest wyjątkiem. Czasem rozśmiesza absurdalnością sytuacji, innym razem mrozi krew w żyłach. Widzowie mogą śmiać się z Joe, a za chwilę być przerażeni jego działaniami. To właśnie ten balans między rozrywką a przestrogą sprawił, że „Ty” przez lata utrzymywało się na szczycie popularności Netfliksa.
Brakujący element
Jedynym istotnym rozczarowaniem dla wielu fanów był brak powrotu postaci granej przez Jennę Ortegę. Aktorka, ze względu na zobowiązania wobec serialu „Wednesday”, nie mogła pojawić się w finale „Ty”. Twórcy zdecydowali się jednak na powrót innych znanych postaci, by godnie zamknąć tę wieloletnią historię.
Czy warto obejrzeć „Ty”?
Jeśli jeszcze nie widzieliście „Ty”, warto nadrobić. Serial nie tylko dostarcza emocji, ale i zmusza do refleksji nad współczesnymi obsesjami – nie tylko w kontekście relacji międzyludzkich, ale także naszego życia online. „Ty” pokazuje, że pod płaszczykiem romantyzmu często kryje się przemoc, manipulacja i narcyzm. Penn Badgley sam wielokrotnie ostrzegał, by nie traktować Joe jako bohatera. Choć łatwo jest wpaść w pułapkę jego uroku, prawdziwa lekcja płynąca z „Ty” jest bardzo jasna: miłość bez szacunku dla granic drugiej osoby nie jest miłością, tylko obsesją.