Ten dreszczowiec wbija w fotel. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty

M. Night Shyamalan powraca z kolejnym dreszczowcem, który od samego początku hipnotyzuje widza duszną atmosferą i klaustrofobicznym napięciem. Choć reżyser nie zawsze trafia w gusta krytyków, tym razem udało mu się stworzyć thriller, który zachwyca surowością, minimalizmem i niepokojącą atmosferą. „Pukając do drzwi” to opowieść o wyborze, wierze i poświęceniu, która nie daje widzowi chwili wytchnienia. Czy to jego najlepszy film od lat?

Oglądanie thrillera | fot. elements.envato.com

„Pukając do drzwi” – thriller, który nie daje spokoju

M. Night Shyamalan to reżyser, którego filmy są pełne niespodziewanych zwrotów akcji i nietuzinkowych pomysłów. „Pukając do drzwi” nie jest wyjątkiem – reżyser zamyka swoich bohaterów w jednym miejscu i stopniowo podkręca atmosferę napięcia. Historia skupia się na Andrew (Ben Aldridge), Ericu (Jonathan Groff) i ich adoptowanej córce Wen (Kristen Cui), którzy spędzają spokojne wakacje w drewnianej chacie na odludziu. Ich świat wywraca się do góry nogami, gdy do domku wdziera się czwórka obcych – na czele z Leonardem (Dave Bautista). Porywacze twierdzą, że apokalipsa jest nieunikniona i tylko jedno może ją zatrzymać: dobrowolne poświęcenie jednego z członków rodziny. 

Niepokojąca atmosfera i świetne aktorstwo

„Pukając do drzwi” to film, który wciąga widza swoim dusznym, klaustrofobicznym klimatem. Shyamalan rezygnuje z efekciarstwa na rzecz subtelnej gry napięciem – ograniczona przestrzeń chaty sprawia, że każda scena jest intensywna, a napięcie stopniowo rośnie. Dużym atutem filmu jest rola Dave’a Bautisty. Były zapaśnik, znany przede wszystkim z ról w „Strażnikach Galaktyki” czy „Blade Runner 2049”, pokazuje tutaj zupełnie inne oblicze. Jego Leonard to postać pełna wewnętrznego konfliktu – nie jest brutalnym psychopatą, lecz człowiekiem głęboko wierzącym w swoją misję. Jego opanowanie i spokój w zestawieniu z fizyczną posturą tworzą niepokojący kontrast.

Thriller, który trzyma w napięciu

Choć pierwsza połowa filmu buduje świetną atmosferę i wciąga widza w intrygę, druga część staje się nieco bardziej przewidywalna. Shyamalan, znany ze swoich plot twistów, tym razem decyduje się na bardziej jednoznaczną narrację – rezygnuje z dwuznaczności i możliwości własnej interpretacji. W przeciwieństwie do książki Paula Tremblay’a, na której oparty jest film, „Pukając do drzwi” prowadzi widza za rękę, zamiast pozostawiać pytania bez odpowiedzi. Nie zmienia to faktu, że seans dostarcza solidnej dawki napięcia. Shyamalan udowadnia, że potrafi opowiadać historie poprzez obraz – ciasne kadry i oszczędna muzyka podkreślają niepokój, który narasta w bohaterach. Film świetnie balansuje na granicy thrillera psychologicznego i horroru. Dostarcza zarówno emocji, jak i momentów refleksji.