Radość z niższych rat może się szybko skończyć. Oto skutki, o których nikt głośno nie mówi
Obniżka stóp procentowych to dla wielu kredytobiorców powód do świętowania. Niższe raty kredytów mieszkaniowych, poprawa zdolności kredytowej, większa dostępność finansowania – wszystko to brzmi jak zbawienie. Jednak w cieniu medialnej euforii kryją się skutki, które rzadko przebijają się do publicznej dyskusji, a mogą okazać się równie znaczące i niestety kosztowne dla ogromnej części społeczeństwa.

Tanie kredyty = droższe życie
Obniżenie stóp procentowych przez NBP w maju miało natychmiastowy efekt: raty kredytów mieszkaniowych o zmiennym oprocentowaniu spadły nawet o kilkaset złotych miesięcznie. Dotyczy to jednak tylko wybranej grupy dłużników – przede wszystkim posiadaczy kredytów hipotecznych oraz firm korzystających z kredytów opartych na stawkach WIBOR. Kredyty konsumpcyjne i zadłużenie kartowe, zazwyczaj oparte na stałych i znacznie wyższych stopach, nie zareagują wcale lub tylko symbolicznie. To, co dla jednych jest ulgą, dla innych oznacza poważny problem.
Oszczędzający tracą
Każdy punkt procentowy obniżki stóp procentowych to – według szacunków – ok. 21 miliardów złotych mniej dla gospodarstw domowych i firm z tytułu odsetek od oszczędności. To nie tylko seniorzy żyjący z lokat. To wszyscy ci, którzy chcą odkładać pieniądze na przyszłość – na edukację dzieci, mieszkanie, emeryturę. Lokaty i konta oszczędnościowe stają się praktycznie nieopłacalne, a realna stopa zwrotu, po uwzględnieniu inflacji, staje się ujemna.
Inflacja to realny koszt
Obniżki stóp procentowych działają stymulująco na inflację. W praktyce oznacza to wzrost cen – za te same pieniądze kupimy mniej. W skali roku dla czteroosobowej rodziny przekłada się to na tysiące złotych dodatkowych kosztów. Według danych GUS-u przeciętne gospodarstwo domowe wydało w 2023 roku 2827 zł więcej, tylko po to, by utrzymać dotychczasowy poziom życia. Choć inflacja może wynikać także z innych czynników (cen energii, globalnych kryzysów), to obniżki stóp ją pogłębiają.
Kto zyskuje?
Nie jest tajemnicą, że największym dłużnikiem w Polsce jest Skarb Państwa. Obniżenie kosztu pieniądza oznacza niższe odsetki od długu publicznego (który sięgnął już 1,61 bln zł). To ulga dla budżetu i więcej pieniędzy na inne wydatki. Ale zysk rządu to koszt obywateli – inflacja zjada nasze portfele, a drożyzna pogłębia nierówności społeczne. Równolegle korzystają właściciele aktywów: inwestorzy giełdowi, deweloperzy, posiadacze nieruchomości. Wzrost wartości akcji czy nieruchomości to bezpośredni efekt tańszego kredytu. To oni zyskają najwięcej, bo to ich majątek będzie szybciej rósł. Młodzi, którzy dopiero próbują wejść na rynek mieszkaniowy, zapłacą za swoje pierwsze lokum znacznie więcej – mimo pozornie lepszych warunków kredytowych.
Biedni tracą podwójnie
Niższe stopy to prezent dla tych, którzy mają kapitał lub zdolność kredytową. Biedniejsi, często bez dostępu do kredytu hipotecznego i z symbolicznymi oszczędnościami, zostają z inflacją, rosnącymi kosztami życia i coraz trudniejszą drogą do finansowej niezależności. To oni płacą realną cenę polityki, która „uszczęśliwia kredytobiorców”.
Komu naprawdę służą niskie stopy?
Radość z niższych rat może być krótkowzroczna, jeśli nie uwzględni się całego obrazu sytuacji. Niskie stopy procentowe:
- obniżają raty wybranych kredytów,
- osłabiają opłacalność oszczędzania,
- zwiększają ryzyko inflacji,
- pogłębiają nierówności społeczne.
To nie jest jednoznacznie dobra wiadomość. To narzędzie, które niesie skutki zarówno pozytywne, jak i negatywne.

Redaktorka, korektorka, copywriterka. Studentka dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim, absolwentka podyplomowej redakcji językowej tekstu na UW. Miłośniczka motoryzacji, podróży, fotografii oraz literatury.